Długo zastanawiałam się na ile mam potrzebę odkryć powody
moich długów. Wiem jednak, że nie można w nieskończoność chować głowy w piasek i uciekać przed problemami. Będzie co ma być.
Zaczęło się kiedy wyszłam za mąż (po raz pierwszy) a właściwie
jak planowaliśmy ślub z pierwszym mężem w 2008 roku. Jeszcze jako mój
narzeczony pracował za granicą, ja będąc na miejscu zaciągnęłam pierwszy dług w
postaci karty kredytowej na potrzeby
ślubu – osobistych wydatków. Rodzice niestety nie mieli możliwości
dołożyć się. Wynajmowaliśmy z mężem
różne mieszkania. Wszystkie nasze dochody szły na bieżąco. Zupełnie
niczego nie odkładaliśmy. Wszystko się rozchodziło. Klasyczny konsumpcjonizm.
Właściwie to tylko mi się wydawało, że to są wszystkie nasze dochody. Mąż był
za granicą a ja nie miałam kontroli nad jego dochodami. Żyliśmy przysłowiowo od
pierwszego do pierwszego. Kartę kredytową spłacało się róźnie. Małżeństwo nie
przetrwało. Mąż był hazardzistą ( o czym wtedy nie miałam pojęcia) grał w
kasynach w Polsce i za granicą. Po jakimś czasie te rewelacje, docierały do
mnie ale już małżeństwo było w fazie rozkładu. Mąż zabrał się ze wszystkim co
mieliśmy. Przeprowadziłam rozwód. Zostałam ja, dziecko, walizki z ubraniami i
długi. To ile tego jest do spłacenia wychodziło później.
Trzy lata po rozwodzie ponownie wyszłam za mąż. Mając
wcześniejsze doświadczenia chciałam uniknąć tych błędów. Nie chciałam znów
przeżywać niepewności jeśli chodzi o finanse. Chciałam abyśmy mieli
oszczędności, aby nasza rodzina miała zapewnione spokojne i bezpieczne życie
pod względem finansowym. Zaczęłam szukać pomocy w internecie jak prowadzić
domowe finanse i wyjść z długów. Tym bardziej, że zamieszkaliśmy u męża, który
ma kredyt hipoteczny na mieszkanie i swoje raty.
Tak trafiłam na blogi finansowe i o organizacji życia
rodzinnego.To było bingo! Wszystkie wolne chwile przeznaczyłam na przeczytanie
tych mądrych treści, chłonęłam wiedzę a jednocześnie wzbudzałam w sobie
poczucie winy za brak edukacji finansowej, za to że tak późno znalazłam tyle
mądrych rad doświadczonych ludzi. Jednocześnie poczułam ulgę, że na to jest
recepta, że z długów można wyjść i że wielu ludziom się to udało, że można nad
tym zapanować. Dało mi to takiego kopa, że wiedziałam że to jest moja droga i
muszę nią iść bez względu na poświęcenia.
Musiałam zmierzyć się z tym, aby opowiedzieć mężowi o każdym
długu, który przychodził listem poleconym. Musiałam zapoznać go z moim planem
pozbycia się długów i liczyć na wsparcie i pomoc z jego strony. Nie przeliczyłam
się. Mój kochany mąż pomaga mi, wspiera mnie i zapewnia, że damy sobie radę. Z
tego miejsca chce mu ogromnie podziękować. Sama nie dałabym rady. Dziękuję Ci
Kochanie za to Twoje podejście, miłość i wsparcie.
Zanim to nastąpiło robiłam samodzielne próby. Na Boże Narodzenie
zaplanowałam budżet, rozplanowałam zakres obowiązków i trzymałam się planu.
Udało się praktycznie w całości zrealizować założenia. Od tamtej pory czyli od
stycznia 2016 roku planowałam budżet na każdy miesiąc jednak bez konsekwencji.
Nie spisywałam paragonów, nie wiedziałam na co ile wydajemy. Nie uwzględniałam
wszystkich długów. Robiłam to na pół gwizdka.
Walkę z moimi długami zaczęliśmy wspólnie w czerwcu 2016r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz