wtorek, 25 października 2016

Moja historia - skąd się wzięły moje długi

Długo zastanawiałam się na ile mam potrzebę odkryć powody moich długów. Wiem jednak, że nie można w nieskończoność chować głowy w piasek i uciekać przed problemami. Będzie co ma być.
Zaczęło się kiedy wyszłam za mąż (po raz pierwszy) a właściwie jak planowaliśmy ślub z pierwszym mężem w 2008 roku. Jeszcze jako mój narzeczony pracował za granicą, ja będąc na miejscu zaciągnęłam pierwszy dług w postaci karty kredytowej na potrzeby  ślubu – osobistych wydatków. Rodzice niestety nie mieli możliwości dołożyć się. Wynajmowaliśmy z mężem  różne mieszkania. Wszystkie nasze dochody szły na bieżąco. Zupełnie niczego nie odkładaliśmy. Wszystko się rozchodziło. Klasyczny konsumpcjonizm. Właściwie to tylko mi się wydawało, że to są wszystkie nasze dochody. Mąż był za granicą a ja nie miałam kontroli nad jego dochodami. Żyliśmy przysłowiowo od pierwszego do pierwszego. Kartę kredytową spłacało się róźnie. Małżeństwo nie przetrwało. Mąż był hazardzistą ( o czym wtedy nie miałam pojęcia) grał w kasynach w Polsce i za granicą. Po jakimś czasie te rewelacje, docierały do mnie ale już małżeństwo było w fazie rozkładu. Mąż zabrał się ze wszystkim co mieliśmy. Przeprowadziłam rozwód. Zostałam ja, dziecko, walizki z ubraniami i długi. To ile tego jest do spłacenia wychodziło później.
Trzy lata po rozwodzie ponownie wyszłam za mąż. Mając wcześniejsze doświadczenia chciałam uniknąć tych błędów. Nie chciałam znów przeżywać niepewności jeśli chodzi o finanse. Chciałam abyśmy mieli oszczędności, aby nasza rodzina miała zapewnione spokojne i bezpieczne życie pod względem finansowym. Zaczęłam szukać pomocy w internecie jak prowadzić domowe finanse i wyjść z długów. Tym bardziej, że zamieszkaliśmy u męża, który ma kredyt hipoteczny na mieszkanie i swoje raty.
Tak trafiłam na blogi finansowe i o organizacji życia rodzinnego.To było bingo! Wszystkie wolne chwile przeznaczyłam na przeczytanie tych mądrych treści, chłonęłam wiedzę a jednocześnie wzbudzałam w sobie poczucie winy za brak edukacji finansowej, za to że tak późno znalazłam tyle mądrych rad doświadczonych ludzi. Jednocześnie poczułam ulgę, że na to jest recepta, że z długów można wyjść i że wielu ludziom się to udało, że można nad tym zapanować. Dało mi to takiego kopa, że wiedziałam że to jest moja droga i muszę nią iść bez względu na poświęcenia.
Musiałam zmierzyć się z tym, aby opowiedzieć mężowi o każdym długu, który przychodził listem poleconym. Musiałam zapoznać go z moim planem pozbycia się długów i liczyć na wsparcie i pomoc z jego strony. Nie przeliczyłam się. Mój kochany mąż pomaga mi, wspiera mnie i zapewnia, że damy sobie radę. Z tego miejsca chce mu ogromnie podziękować. Sama nie dałabym rady. Dziękuję Ci Kochanie za to Twoje podejście, miłość i wsparcie.
Zanim to nastąpiło robiłam samodzielne próby. Na Boże Narodzenie zaplanowałam budżet, rozplanowałam zakres obowiązków i trzymałam się planu. Udało się praktycznie w całości zrealizować założenia. Od tamtej pory czyli od stycznia 2016 roku planowałam budżet na każdy miesiąc jednak bez konsekwencji. Nie spisywałam paragonów, nie wiedziałam na co ile wydajemy. Nie uwzględniałam wszystkich długów. Robiłam to na pół gwizdka.

Walkę z moimi długami zaczęliśmy wspólnie w czerwcu 2016r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz